Ignacy Krzyszczak – blog historyczno-archeologiczny

8 stycznia 2015

Koty w europejskim barbaricum

Opublikowano: 08.01.2015, 8:44

Dzisiejszy wpis poświęcony będzie kotom nie tylko, jak sugeruje tytuł, w barbarzyńskiej Europie.

W części opracowań, zwłaszcza starszych, można spotkać się z tezą, że koty na terenie barbarzyńskiej Europy rozprzestrzeniły się wraz z armią rzymską która to wykorzystywała je do tępienia gryzoni w swoich magazynach żywnościowych.

Przyznam się, że mnie to mocno zaskoczyło. Co prawda w Polsce najstarsze kości kota domowego ponoć pochodzą ze stanowisk późnołużyckich – Biskupin, ale piszę ponoć nie bez kozery. Nie da się de facto ustalić czy dane kości należały do kota domowego czy do kota dzikiego /T.P. O’Connor, A zooarchaeological study of biometric variation in the cat Felis silvestris Schreber [w:] International Journal of Osteoarchaeology t.17 2007 / co najwyżej da się wykluczyć kota udomowionego (na bazie zmienności wielkościowej – kot udomowiony jest mniejszy od kota dzikiego ale jego zmienność wielkościowa mieści się w zmienności kota dzikiego tzn najmniejszy kot dziki jest mniejszy od kota udomowionego a największy jest większy od maksymalnej wielkości kota udomowionego).

Kiedyś uważano, że da się to zrobić na podstawie czaszki – dziś mówi się o rozróżnianiu wieku na tej podstawie/ C. Steffen, D. Heidecke,Ontogenetic changes in the skull of the European wildcat (Felis silvestris Schreber, 1777) [w:] Vertebrate Zoology t.62 z.2 2012 / pomocne może być ustalenie diety / A.F. Malo et al., A change of diet from rodents to rabbits (Oryctolagus cuniculus). Is the wildcat (Felis silvestris) a specialist predator? [w:] Journal of Zoological Society of London 2004 / ale wcześniej tego typu badań nie robiono bo i badanie stabilnych izotopów w kościach ze stanowisk archeologicznych ma całkiem świeżą metrykę.

W internecie można znaleźć informacje właśnie w takim klasycznym spojrzeniu np pod adresem:

http://thecatalley.blogspot.com/2013/01/cats-of-roman-legions.html

Pozwolę sobie zacytować ustęp z tego wpisu:

Most importantly of all, there is plenty of evidence that the Roman Legionnaires and sailors loved the cats that stayed by their side in those faraway lands. At the sites of some of the old Roman military installations, mummified cats and other artifacts such as mosaics (see above) and soldiers’ insciptions of cats have been found. These mummified cats were given very elaborate burials and were sometimes buried in coffins in addition to being wrapped. This suggests that cats were adored by their masters and considered sacred by the Romans and by many in the lands they ruled, such as the Egyptian

W przypadku gdy jest mowa o mumiach kotów jest odnośnik a w nim i owszem mumie kotów ale z Egiptu – a to trochę zły trop bo tam zwyczaj mumifikowania, także zwierząt, jest znacznie starszy niż panowanie Rzymian – istnieje tez nawet specyficznie związana z kotami bogini Bastet.

Co więcej R. Lauwerier, Animals in Roman Times in the Dutch Eastern River Area, Amsterdam 1988 – mimo, że to tylko ograniczony wycinek, to na żadnym stanowisku nie zidentyfikowano kości kocich, a na niektórych prowadzono naprawdę dokładne badania – które pozwoliły wskazać na udział w diecie legionistów ryb, ptaków i nawet mięczaków (zresztą najprawdopodobniej sprowadzanych ze sporych odległości). Jest też pies – pojedyncze kości ale jednak. Natomiast nigdy nie ma kota.

Pewną pouczająca ciekawostką jest tekst J. de Grossi Mazzorin, The Introduction of the domesticated cat in Italy, „Anthropozoologica” t.25-26 (1997) twierdzi, że oto w warstwie datowanej na połowę VIII wiek aC w Fidenae odkryto szkielet kota udomowionego i ma to być najstarsze tego typu znalezisko w Italii. Całość jest moim zdaniem lekko przesadzono – otóż identyfikacja opiera się na strukturze kości (ale brak zdjęć mikroskopowych i w sumie powątpiewam czy na bazie struktury kości w przypadku kota da się odróżnić zwierze dzikie od udomowionego) oraz na wielkości zębów. To ma większy sens – różnice między gatunkami często wyrażają się inna budową czaszki – skrócony bądź wydłużony pysk etc. Ładnie to widać zwłaszcza u psów. Może to prowadzić do ścieśnienie szyku zębowego etc. Poszlaką może być też to, że oto odkryto ów szkielet w rumowisku obiektu mieszkalnego. Problemem jest tylko to, że jest to osobnik młody – o jeszcze nie w pełni ukształtowanym kośćcu – kot ów miał mieć cztery miesiące. Teoretycznie kot domowy zęby stałe ma w wieku ok 6 miesięcy i wtedy też osiąga dojrzałość płciową, jednak w pełni proces rozrostu kończy się między 10 a 12 miesiące (choć mogę się mylić, pisze z głowy czyli z niczego), podobnie jest u żbika. Rzeczony kot wedle opisu nie miał jeszcze stałych trzonowców, wiec sporo mogło się jeszcze zmienić w jego wyglądzie i wielkości.
Niemniej byłoby to ciekawe gdyby udało się wykazać taką dość wczesną obecność udomowionego kota w Italii, zważywszy na dalekosiężne kontakty Italii w początkach epoki żelaza – w tym, jak się zakłada, z ziemiami polskimi.

Co ciekawe kości kota spotkałem w Skedemosse – znanym bagiennym stanowisku ofiarnym /J. Boessneck, U. Hagberg, M. Beskow-Sjoberg,The Archaeology of Skedemosse t.3Szkotholm 1967/ i na stanowisku w Uppakra /Nilsson L., Animal husbandry in Iron Age Uppakara [w:]Uppåkrastudier t.6 2002/ – swoistym stanowisku centralnym o wyraźnie kultowym charakterze ale datowanym na czasy nieco późniejsze niż Skedemosse – bo już na okres wędrówek ludów /L. Larsson, A ceremonial building as a ‘home of the gods’? Central buildings in the central place of Uppåkra [w:] „Schriften des Archäologischen Landesmuseums” t.6 2012, s. 189 – 206/ – ciężko jednak powiedzieć coś więcej na temat tych kotów gdyż ilość ich kości odkryta na stanowisku jest zdecydowanie niewielka.

W przypadku ziem polskich w okresie wpływów rzymskich kości kocie są niezwykle rzadkie – odnajdujemy je na stanowisku w Magnicach /J. Baron, Ritual contexts of animal bone deposits from the Roman Iron Age settlement at Magnice,SW Poland [w:] Written in bones. Studies on technological and social contexts of past faunal skeletal remains, pod red. J. Baron, B. Kufel-Diakowska, Wrocław 2011/, co ciekawe i być może nie bez znaczenia obiekt w którym odkryto owe kości kocie uznawany jest za budynek o charakterze kultowym.

Kości kocie odkryto w grobie zwierzęcym 4 w Grzybowie /K. Garbacz, Wstępne wyniki badań przeprowadzonych na cmentarzysku ciałopalnym kultury przeworskiej w Grzybowie, gm. Staszów, woj. Tarnobrzeg, „Sprawozdania Archeologiczne” t.40 (1990)/. Co ciekawe owe groby zwierzęce usytuowane były przy murku kamiennym i co może ważniejsze – zawierały wyłącznie zwierzęta udomowione, co byłoby poszlaką wskazującą na to, ze i nasze kości należały do osobnika udomowionego.

M. Sobociński, Materiał kostny zwierząt z osady ludności kultury przeworskiej w Łojewie, „Roczniki Akademii Rolniczej w Poznaniu. Archeozoologia” t.172 (11) 1985, s. 101-126. Autor pisze, że na tej osadzie mamy 32 kości kota i pochodzą one z jednego osobnika, odkrytego w jamie w częściowej artykulacji, osobnik ten był młody.

S. Hanik, Tierknochenfunde in der Germania libera Eine archäozoologische Untersuchung der Siedlung Hildesheim-Bavenstedt, Ldkr. Hildesheim (3. – 5. Jh.), Hamburg 2005 – praca doktorska. Kot zajmuje niewiele miejsca – to strony 75-76 bo niewiele go odkryto tutaj – 13 kości co stanowi mniej niż 0.1% materiału gdyż przynależność gatunkową ustalono w przypadku 15547 odkrytych tu kości zwierzęcych. Brak jest tu kości dzikich kotów (wedle autorki) są za to np chomika europejskiego. – ciekawostka na temat tego jak bardzo zbliżona jest sytuacja u naszych sąsiadów.

Wydaje się, że przynajmniej na naszych terenach, ale chyba na obszarze Barbarcium w ogóle, koty udomowione stanowiły widok stosunkowo rzadki. Brak większej ilości danych nie pozwala mi na wysnuwanie jakichś bardziej ogólnych wniosków ale wydaje mi się mitem owa domniemana rola armii rzymskiej w rozprzestrzenieniu populacji kotów domowych po barbarzyńskiej Europie. Tu jedna wstrzymam się do czasów aż przejrzę większa ilość odpowiednich publikacji archeozoologicznych.

Na zakończenie chciałbym zachęcić wszystkich do dyskusji, a także polecić dwa tematy z forum, poświęcone temu zagadnieniu:

http://forum.historia.org.pl/topic/16451-koty-w-armii-rzymskiej/

oraz

http://forum.historia.org.pl/topic/16794-koty-na-ziemiach-polskich-w-okresie-rzymskim/

Komentarze

  1. Małpikról pisze:

    Chodzi mi po głowie, że dość wczesne kości kota znaleziono na osadzie grupy tynieckiej w Tyńcu… ale teraz nie mam gdzie tego sprawdzić. Chyba pisał o tym kiedyś J. Wielowiejski, a ostatnio tę informację powtórzył T. Bochnak w książce o importach celtyckich.

    1. Furiusz Furiusz pisze:

      Bardzo możliwe – dziękuję za informacje i postaram się to w miarę możliwości sprawdzić.
      Niemniej Biskupin dalej byłyby najstarszy ponieważ chodzi bodajże o VIII wiek przed Chrystusem – przynajmniej tak twierdzi prof Lasota-Moskalewska

      1. Furiusz Furiusz pisze:

        Dotarłem – J. Wielowiejski, Główny szlak bursztynowy w czasach cesarstwa rzymskiego. Odwołuje się do dwóch tekstów – tomu pracy o archeologicznych badaniach wiślickich gdzie w ostatnim tekście (całość wydana w 1970 roku) M. Sobociński opisuje materiały kostne zwierzęce z jednego ze stanowisk badanych przy okazji badań w Wiślicy. Do tego tekst pana T. Makiewicza o rozwoju gospodarki rolno-hodowlanej na ziemiach polskich który ukazał się w Archeologii Polskiej z 1977 roku. Zna on słownie dwie kości kocie z dwóch stanowisk z południa Polski.

        W oczywisty sposób zwiększa to materiał bazowy. Dziękuję.

  2. Wojtek pisze:

    Bardzo ciekawa notka, Furiuszu brakuje mi w niej do perfekcji tylko jakiś zdjęć, może nie ma na wolnej licencji takowych, więc rozumiem, nie mniej mimo, że piszesz o rzeczach, które mnie nie interesują w historii, to Twoje wpisy czyta się naprawdę z zaciekawieniem. Będę częstym gościem.

    1. Furiusz Furiusz pisze:

      Dziękuje za miłe słowa. Co do zdjęć – faktycznie ciężko jest dobrać coś sensownego. Generalnie zastanawiałbym się przy części wpisów nad jakimiś mapami.

  3. Kociara pisze:

    Autorze! Zdjęcia, temat o kotach, zdjęcie kotka i +50 do wyświetleń, a tak serio bardzo ciekawy tekst i czekam na kolejne.

    1. Furiusz Furiusz pisze:

      Nawet przez moment pomyślałem, że dodanie zdjęcia małego, słodkiego kociaka znacząco zwiększyłoby oglądalność tego wpisu.

      Mimo to proszę mi wybaczyć – jestem przeciwnikiem dodawania do tekstów zdjęć mających na celu jedynie ich uatrakcyjnienie wizualne a nie wizualizację omawianych problemów. A w takim wypadku powstaje, niestety, problem własności intelektualnej.

      Postaram się, gdy następny raz będę sięgał do tematyki „kociej” dodać jednak jakieś zdjęcia/obrazki, do tekstu.

  4. Małpikról pisze:

    Dobry wieczór, Furiuszu,

    Z góry przepraszam za offtop. Trafiłem na taki tekst

    http://forum.historia.org.pl/topic/17155-naczynia-toczone-w-kulturze-przeworskiej/ , a nie chce mi się rejestrować tylko po to, by napisać parę uwag i pozostać cichym lurkerem. Czytałem ten artykuł (jest a sieci), bo interesował mnie z różnych względów i zrozumiałem z niego tyle, ze T. Bochnak zajmuje się raczej zagadnieniem, dlaczego ludnośc kultury przeworskiej NIE PRZEJĘŁA koła garncarskiego w pierwszych wiekach swego istnienia (czyli jakoś tak do przełomu er?), podczas gdy z Twojego tekstu można wywnioskować, że owszem, przejęła, a potem tę umiejętność zarzuciła („Otóż w środowisku kultury przeworskiej ceramika toczona na kole nie jest zbyt popularna, ba po początkowym jej zaistnieniu, zanika”). I dalej, z artykułu Bochnaka wynika (moim zdaniem), że ceramika toczona przyjęła się w k. przeworskiej dopiero wtedy, gdy zaczęło im się to opłacać, co niekoniecznie musi oznaczać przyrost ludnosci, ale rozwój kontaktów między rozproszonymi grupami ludności (o ile to zrozumiałem…). Na logikę, to brzmi sensownie, chociaż nie wiem, czy są jakieś dowody potwierdzające intensyfikację kontaktów. Wojny markomańskie? Rozwój produkcji (a więc i handlu) żelazem przypada chyba nieco wczesniej, niż pojawienie się ceramiki toczonej w k.przeworskiej… A dlaczego nie przyjęła tej technologii ludność wielbarska, która przecież w tym czasie jest mobilna, więc i utrzymywała zapewne szereg intensywnych kontaków między grupami ludnosci? Albo inaczej, czy relacje „wewnątrzkulturowe” w środowisku przeworskim były intensywniejsze, niż w wielbarskim? Tu bym widział słabszy punkt rozumowania Bochnaka… To tylko taka uwaga, przepraszam raz jeszcze za offtop.

    1. Ignacy Krzyszczak Ignacy Krzyszczak pisze:

      Artykuł jest rzeczywiście niezwykle interesujący ale ad rem istnieją pewne przypuszczenia, że w bardzo wczesnej fazie kultury przeworskiej występowały w niej naczynia toczone na kole – na terenie Śląska i Kujaw oraz ewentualnie grupy tynieckiej. K. Godłowski w tomie 5 PZP s. 62 o tym wspomina i cytuje m.in. Janikowo koło Bydgoszczy. Generalnie jest jednak tego mało, nawet bardzo mało i są to zabytki związane z obecnością lateńską na danym terenie (Śląsk i Małopolska) bądź/i silnymi wpływami (Kujawy). Inna sprawa, że do badań pani Cofty-Broniewskiej można mieć pewne uwagi ale powiedzmy, że mniejsza z tym.

      Generalnie więc widziałbym to tak, że ewentualnie gdzieś na samym początku istnienia kultury przeworskiej jakieś eksperymenty z kołem garncarskim miały miejsce ale tylko na tych terenach gdzie mamy poświadczoną bądź obecność kultury lateńskiej bądź jej bardzo silne wpływy.

      Przy okazji nieco zbliżoną sytuacje mamy w kulturze wielbarskiej gdzie na samym początku jej formowania się można gdzieniegdzie znaleźć broń w grobach co w już rozwiniętej kulturze wielbarskiej nie ma miejsce ot spadek po kulturze oksywskiej.

      Wracając do przeworskiej i propozycji Bochnaka – to wydaje się ona ciekawa i dość sensowna ale no właśnie, co z pojawieniem się na powrót ceramiki toczonej na ziemiach polskich?

      Piszesz o handlu żelazem ale jest daleko (moim zdaniem) od udowodnienia, że taki handel miał miejsce na jakąś szerszą skale, zwłaszcza, ze ostatnimi czasy upadły starsze przypuszczenia co do pochodzenia przedmiotów metalowych – pewien człowiek z AGH (nazwiska nie pomnę) opublikował doktorat w którym udowadnia, że domieszka fosforu w żelazie to nie przypadkowe i niezależne od człowieka (a zależne od miejsca wydobycia surowca) zanieczyszczenie a intencjonalny dodatek obniżający temperaturę topnienia żelaza (choć i tak go nie wytapiano) – a tym samym upadły starsze teorie mówiące, że żelazo zawierające wysoki procent fosforu musi pochodzić z świętokrzyskiego rejonu metalurgicznego i znów coś co było kiedyś proste staje się trudniejsze.

      Tym bardziej, że odkryto ostatnio w Risan w warstwach rzymskich kęsy żelaza przetopionego a więc doskonalszego technologicznie, też zresztą jak się wydaje importowane.

      Co do relacji wewnątrzkulturowych w środowisku przeworskim i tego czy były intensywniejsze niż w środowisku wielbarskim to nie wiem i raczej odpowiedzieć na to pytanie będzie ciężko, natomiast nie jest prawdą, że środowisko wielbarskie nie znało naczyń toczonych – jak najbardziej występują one i tutaj: mówi się czasem o ceramice typu Weklice /za: M. Natuniewicz-Sekuła, Naczynia wykonane przy użyciu koła z cmentarzyska kultury wielbarskiej w Weklicach koło Elblaga. Przyczynek do badań warsztatu ceramicznego kultury wielbarskiej, „Archeologia Polski” t.50 z.1 (2005), s.53-95/ datowanej na fazę B2/C1 i uznawaną przez autorkę za dość efemeryczne zjawisko czy Kokowski /A. Kokowski, Ze studiów nad ceramiką wykonaną na kole w kulturze wielbarskiej [w:] Kultura wielbarska w młodszym okresie rzymskim, pod red. J. Gruba, A. Kokowski, Lublin 1988, s.157-176/ ale tego polecam zawsze czytać z uwagą. Ceramika toczona więc tu występuje ale jest znacznie bardziej efemeryczna, choć pewnie sporo w tym zasługi tego, że brakuje nam badań osad wielbarskich.

      Ciekawostką jest to, że gdy ceramika toczona pojawia się w kulturze przeworskiej (albo powraca zależy jak patrzeć) to datowana jest na fazę C2-D lub D czyli na okres strasznie późny w którym następuje wyraźnie (zwłaszcza w fazie D) destabilizacja i dezintegracja struktur osadniczych kultury przeworskiej. Również ciekawe jest to, ze to w tym momencie pojawiają nam się takie pochówki jak groby książęce we Wrocławiu-Zakrzowie horyzontu Leuna-Hassleben, co by wskazywało na wyraźny rozwój polityczno-społeczny, co mogłoby tłumaczyć opłacalność zaistnienia bardziej wyspecjalizowanych pracowni garncarskich.

      Tylko, że i wcześniej jakieś groby książęce mamy tzw horyzontu lubieszewskiego a ceramiki toczonej (czy obtaczanej) nie mamy. Ciekawa sprawa i pewnie do niej będę wracała a nie wiem czy teraz coś pomogłem.

      PS. przepraszam za małą obsuwę z czasem odpowiedzi ale ostatnio mam sporo roboty i uszkodzony komputer, no i zachęcam do zarejestrowania się na forum mimo wszystko 😛

Odpowiedz na „FuriuszAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.